Każdy kraj ma własne tło historyczne, społeczne i gospodarcze. Każdy działa na innych zasadach, choć w określonych dziedzinach jesteśmy w stanie dostrzec zbliżone formy funkcjonowania. Niezależnie od tego, porównywanie do siebie dwóch różnych państw, a tym samym różnych narodów, nie wydaje się być właściwe. Bo cóż nam z przyrównywania się do innych, kiedy trudno nawet znaleźć wspólny mianownik. Jak najbardziej konstruktywna jest natomiast umiejętność czerpania wiedzy z doświadczenia tych, których efektywność w danej dziedzinie wykracza ponad przeciętną.
Kiedy analizuję systemy edukacji różnych krajów świata, staram się koncentrować na „pozytywnych” komponentach, chociaż jak przekonacie się za chwilę, nie zawsze jest to możliwe. Jako faktory pozytywne postrzegam te, które korzystnie wpływają na uczących się i nauczających, pozwalając im na swobodne i naturalne doświadczanie codzienności, świadome wyrażanie siebie (poprzez uczenie i nauczanie zgodne z własnymi predyspozycjami i potrzebami), uczenie przez zabawę, albo inaczej uczenie się w stanie emocjonalnego zaangażowania w daną czynność. Współczesna neurobiologia pokazuje nam, że nie ma lepszych narzędzi do poznawania, niż doświadczanie w stanie entuzjazmu. Mózg jest wtedy najbardziej chłonny. Tak, wypisane właśnie założenia to tylko teoria… Trudna do zrealizowania w praktyce. (?) No właśnie, czy to rzeczywiście takie trudne? Z jednej strony tak. Dostosowanie choćby jednej jednostki lekcyjnej do każdego ucznia indywidualnie, biorąc pod uwagę, że klasy w polskiej szkole liczą średnio ok. 25 uczniów, graniczy z cudem. Pytanie czy liczebność klas jest rzeczywiście tak istotna? Oczywiście z jednej strony ma to dość duże znaczenie, choćby dlatego, że łatwiej jest współpracować z mniejsza grupą osób (lepiej je poznajemy, mamy większe możliwości dostosowania form i metod pracy). Z drugiej strony, to tylko jeden z wielu aspektów, które warto wziąć pod uwagę, badając jakość nauczania w szkołach tradycyjnych. Co na to „światowe rankingi edukacji”? Czym się kierują? Czy możemy nauczyć się czegoś od krajów, które od lat (choć w różnych konfiguracjach) przodują w międzynarodowych rankingach systemów edukacji?
W ostatnim rankingu Pearsona „The Learning Curve” (Krzywa nauczania) z 2014 roku analizowano blisko 50 systemów edukacji z całego świata. Pod uwagę brano ok. 2500 odnośników na temat wskaźników edukacyjnych, gospodarczych i społecznych, a motywem przewodnim raportu stały się umiejętności „przydatne w życiu”. Pod tym pojęciem nie kryją się jednak kompetencje, przygotowujące do świadomego i radosnego przeżywania dorosłości. Mamy tutaj raczej do czynienia z masową presją osiągania możliwie wysokich wyników egzaminacyjnych. Wymaganiami, z którymi młodzi ludzie często sobie nie radzą, co skutkuje zaburzeniami emocjonalnymi i niejednokrotnie doprowadza do czynów samobójczych. I tak na przykład w Korei Południowej, którą widzimy na pierwszym miejscu rankingu, odsetek osób między 15 a 24 r.ż., odbierających sobie życie jest największy na świecie.
W Korei w edukację inwestuje się 7,7% PKB. To bardzo wysoki, bo trzeci wynik na świecie (tuż po Danii i Islandii). Dzieci i młodzież spędzają w szkołach i na uczelniach całe dnie. Sześciolatki wstają wcześnie nad ranem, by odrobić lekcje i zaraz po tym udają się do swojej szkoły, w której spędzają od 6-8 godzin. Teoretycznie. W praktyce nawet więcej. Dlaczego? Ponieważ po zajęciach szkolnych maluchy wędrują na zajęcia pozalekcyjne i wracają do domu późnym wieczorem. Następnego dnia wstają skoro świt i znowu odrabiają lekcje, zadane na „za tydzień”. Brzmi niewiarygodnie? Niestety takie są realia. Presja osiągania najlepszych wyników na skalę światową jest tak duża, że już od najmłodszych lat, dzieci przygotowywane są do wyścigu, trwającego aż do końca studiów. W Korei panuje obsesja na punkcie egzaminów. Wyniki testów warunkują bowiem dostanie się na najlepsze uczelnie oraz osiągnięcie wysokiego statusu społecznego. Niestety wszystko kosztem zdrowia. Szczególnie psychicznego.
Japonia. Otóż Japonia nie wiele różni się od kultywującej egzaminy Korei Południowej. Nawet w okresie pięciotygodniowych letnich wakacji, młodzi Japończycy muszą odrabiać ogrom prac domowych, zadawanych przez nauczycieli jeszcze w roku szkolnym. Wszystko po to, by idealnie przygotować się do testów. W czasie szkoły i w okresie ferii zimowych oraz wiosennych (trwających po 2 tygodnie) uczniowie korzystają z korepetycji, udzielanych im w szkołach prywatnych. Mają również obowiązek uczestniczenia w popołudniowych kółkach zainteresowań.
Najważniejszą postacią w klasie jest nauczyciel. Należy być mu bezwzględnie posłusznym. Podczas zajęć nie wolno zadawać pytań, ani rozmawiać między sobą. Uczniowie są bardzo „zdyscyplinowani”, bo wiedzą, że za nieodpowiednie zachowanie grożą im kary. Ponieważ szkoły nie zatrudniają osób sprzątających, o porządek w budynkach dbają sami uczący się. W dodatku młodsi uczniowie mają obowiązek sprzątania po swoich starszych kolegach.
Na trzecim miejscu rankingu Pearsona plasuje się Singapur. Czy tutaj odnajdziemy więcej empatii wobec dzieci i młodzieży? Otóż niekoniecznie. Od najmłodszych lat uczniowie singapurskich szkół przyzwyczajani są do nauki „na czas”. Godzinami ślęczą nad przymusowymi pracami domowymi oraz nad materiałem, którego należy nauczyć się na pamięć. Wciąż korzystają z dodatkowych zajęć pozalekcyjnych (tzw. korepetycji), których celem jest nie tyle przerabianie niezrozumiałych partii materiału, ile uczenie się kolejnych jego części, by stawać się coraz „lepszym”, by zdobywać coraz więcej punktów na kolejnych egzaminach.
To, na co w jakimś stopniu warto zwrócić uwagę w singapurskim systemie oświaty to fakt, że przywiązuje on dużą wagę do kształcenia nauczycieli. System kształcenia jest jednakowy dla wszystkich. W takim sensie, że osoby, które chcą wyuczyć się zawodu nauczyciela, kształcą się w jedynej, służącej temu celowi jednostce, mianowicie w Narodowym Instytucie Edukacji. Ci, którym uda się dotrwać do końca „studiów”, wspierani są przez pierwsze 3 lata swojej pracy przez doświadczonych opiekunów. Zawód nauczyciela jest dobrze płatny. Zarówno na tle innych zawodów, wykonywanych w kraju, jak i w aspekcie wynagradzania nauczycieli na całym świecie, Singapur osiąga najlepszy wynik.
Sytuacja w Hongkongu niewiele różni od sytuacji w krajach opisanych powyżej. Egzaminy są najistotniejszym elementem edukacji. Presja i wymagania wobec młodych ludzi są bardzo wysokie i często odbijają się na ich zdrowiu fizycznym i psychicznym. Uczniowie spędzają wiele godzin nad książkami zarówno w dzień jak i w nocy. Biblioteki pękają w szwach, a studenci każdego dnia z przemęczenia zasypiają na „siedząco”. Nie mają czasu na spokojny posiłek, na spotkania ze znajomymi czy wyjście do kina. To nie są przerysowane dane, a rzeczywiste informacje, które zdobyłam od osób, przebywających w kraju na co dzień. Chińczycy są pracowici i sumienni. Nie ma w nich jednak za grosz kreatywności, czy twórczego podejścia do nauki – mówi jedna z polskich studentek, przebywająca w Hongkongu od czterech lat. Boją się też wyrażać własne opinie, niczego nie kwestionują. Z pokorą przyjmują to, co przekażą im „wszechwiedzący” nauczyciele. Zero dyskusji – opowiada Ania. No i ciągła zażarta walka o możliwie najlepsze wyniki w nauce. O dostanie się na najlepsze uczenie. O prestiż i akceptacje społeczeństwa…
A jak jest w Finlandii?
Zapewne niejednokrotnie spotkaliście się z pozytywnymi opiniami na temat fińskiego systemu edukacji. Trzeba przyznać, że jest niesamowity. Przede wszystkim dlatego, że traktuje ucznia jak człowieka. Dostrzega jego potrzeby i zainteresowania. Pozwala mu na większą swobodę w działaniu. Na wyrażanie siebie w cieplej i miłej atmosferze. Zastanawiacie się pewnie, czy takie podejście może przełożyć się na świetne wyniki w nauce? Jak najbardziej tak. I choć Finlandia w 2014 roku zalazła się na piątym miejscu „The Learning Curve”, dla mnie jest faworytem. Potrafi osiągnąć wyznaczone cele, nie bazując na strachu i negatywnych emocjach. Nie zabijając w młodych ludziach ich predyspozycji do tworczego i niczym nieskrępowanego rozwoju.
Jak wygląda fiński system edukacji i co jest w nim szczególnego?
- Uczniowie i nauczyciele współpracują ze sobą nawzajem na zasadzie partnerstwa. Co to znaczy? Dzieci komunikują swoje potrzeby, rozmawiają o swoich wątpliwościach, dzielą się przemyśleniami i są przy tym wspierane przez nauczycieli, do których nota bene zwracają się po imieniu.
- Obowiązkowa edukacja rozpoczyna się wraz z ukończeniem 7 r.ż. (najpóźniej w Europie), a kończy w wieku szesnastu lat.
- Przez pierwsze 4 lata nauki uczniowie nie otrzymują ocen (chyba, że opisowe) i stosunkowo rzadko zadawane są im prace domowe.
- Integralna częścią nauki jest zabawa. Chodzi o to, aby dziecko było gotowe do uczenia się na dalszych etapach edukacyjnych i zdążyło odnaleźć swoją pasję – mówi (gazecie New York Times) dr Pasi Sahlberg, autor książek na temat fińskiego systemu edukacji.
- Dzieci uczą się w niewielkich, bo maksymalnie 25 osobowych grupach.
- Wszyscy uczniowie otrzymują darmowe podręczniki, przybory szkolne oraz posiłki w stołówce.
- Udzielanie płatnych korepetycji jest zabronione. Uczniowie maja uzyskiwać pomoc w zakresie trudnych dla siebie zagadnień w czasie szkolnych zajęć.
- Dzieci do szesnastego roku życia nie są praktycznie w ogóle testowane. Zamiast zajmować się pisaniem klasówek czy zdawaniem egzaminów, młodzi Finowie poświęcają się własnym zainteresowaniom.
- Większość szkół jest państwowa, a jeśli ktoś zdecyduje się na placówkę prywatną, czesne za dziecko opłaca państwo.
- Zawód nauczyciela jest jednym z najbardziej pożądanych zawodów w Finlandii, a status nauczyciela porównuje się tutaj ze statusem lekarza. Nauczyciel zarabia ok 29 tysięcy dolarów rocznie, a szkolenia, w których uczestniczy są w pełni finansowane przez państwo. Nauczyciel pracuje tylko 4 godziny dziennie, a dwie godziny w tygodniu ma poświęcać na rozwój zawodowy.
Autor: Magdalena Boćko-Mysiorska, „Obudź się szkoło!”