joasia-jaskolska

Joasia Jaskólska, autorka bloga: „Matka jest tylko jedna” o szkole i edukacji

Obudź się szkoło: Joasiu, jak wspominasz czasy swojej szkoły, przedszkola? Czy Twoje wspomnienia są pozytywne?
Joanna Jaskółka: Raczej średnio pozytywne. Przedszkole wspominam bardzo dobrze, było świetnie, ale już szkoła podstawowa i liceum trochę mnie stłamsiły. Choć o liceum mogłabym powiedzieć sporo dobrego, bo chodziłam do naprawdę dobrej szkoły, to jednak, gdyby system nie był tak sztywny, a podejście kilku nauczycieli sztampowe, mogłabym wyciągnąć z tych lat o wiele, wiele więcej. Już samo to, że dostawałam piątki z czegoś, co w ogóle nie sprawiało mi trudności, a dwóje za coś, czego nauczeniu poświęcałam masę czasu było dołujące. Rozkwitłam na studiach, gdzie zostawiona sama sobie na cały semestr, tylko ja decydowałam o tym, czego chcę się uczyć i jak długo, a ostateczna ocena nie zależała od tego, ile wykułam, a od tego, jak dobrze potrafię wykorzystać wiedzę, którą posiadłam dzięki czystej ciekawości. 🙂

Obudź się szkoło: Masz niezwykły talent do pisania, tworzenia i zarażania swoją autentycznością. Kochają Cię dziesiątki tysięcy mam (i nie tylko ;-)) z całego świata. Masz charyzmę! Czy szkoła przyczyniła się do rozwoju w/w cech i umiejętności? 
Joanna Jaskółka: Pamiętam moment matur, gdzie jako jedna z nielicznych zdecydowałam na egzaminie z polskiego pisać interpretacje wiersza. W naszej szkole ten temat wybrały raptem trzy osoby. Gdy odbierałam wynik, pod moimi sześcioma zapełnionymi stronami widniał dopisek „Praca na szóstkę, ale z braku czterech przecinków, ocena ostateczna: cztery”. To było jak mocne uderzenie w buzię. Przez tę ocenę zmarnowałam trzy lata, decydując się na średnio ambitne studia. Dopiero po nich odzyskałam wiarę w siebie i złożyłam papiery na polonistykę.

Szczerze uważam, że jedną z dwóch umiejętności, jaką wykształciła we mnie szkoła, to umiejętność pogodzenia się z niesprawiedliwością i swoisty system samoobrony przed opiniami, by w spokoju robić, co się chce. W pewnym momencie czara frustracji się przelała i zwyczajnie sobie naukę odpuściłam. Niby czemu, jeśli z jednym przedmiotów kuję po nocach i mam mierne oceny, a z drugich same piątki, mimo że niewiele mnie nauka ich kosztuje a zajęcia w zasadzie nudzą, bo są zbyt łatwe? To było pokręcone. Brakowało mi kogoś, kto pokierowałby mną i wsparł jakoś, pomógł się rozwijać w jednej dziedzinie i wsparł w podciągnięciu w drugiej. W trzeciej klasie krzyżyk położyli na mnie chyba wszyscy nauczyciele, a ja, zamiast się uczyć dziwnych rzeczy, które mi się nigdy nie przydały, cały rok się bawiłam i czytałam, czytałam, czytałam, pisałam i czytałam. A nad głową ciosano mi kołki, że sobie odpuściłam, bo nie chce mi się udzielać w lekcji o lekturze, którą miałam za sobą kilka lat wcześniej i nie chce mi się uczyć sztywnych regułek z fizyki i biologii. W klasie maturalnej nadrobiłam wszystko, co musiałam, i maturę zdałam bardzo dobrze. Ale tkwi we mnie takie poczucie straconego czasu i tego, ile więcej mogłabym osiągnąć, gdyby ktoś zwyczajnie zmienił swoje metody i się mną zajął.

Drugą to z pewnością umiejętność mówienia. Chodziłam do społecznej szkoły i w klasie mieliśmy niewiele osób. W takiej sytuacji nie ma ucieczki – przy pięciu czy sześciu osobach na lekcji, nie ma opcji, żeby ktoś nie został o coś zapytany. Musiałam nauczyć się mówić frontem do klasy, musiałam nauczyć się mówić o rzeczach, o których nie za bardzo miałam pojęcie, bo nie chciało mi się otworzyć zeszytu na przykład. A jeśli mi się zachciało, to musiałam nauczyć się czerpać z tej wiedzy łykniętej na szybko, przed momentem. I tak było codziennie i prawie na każdej lekcji. W zwyczajnych szkołach niektórzy nie byli przez cały rok pytani, a my mieliśmy taki magiel non stop, co, przyznaję szczerze, bardzo dużo mi dało i pomogło na studiach otwierać usta nawet przy pełnym, dużym audytorium. Za to i za kilka innych rzeczy jestem bardzo wdzięczna swojej szkole, ale ona i tak nie była i nie jest „taka, jak wszystkie”:)

Obudź się szkoło: Jak postrzegasz edukację dzisiaj? Gdybyś miała coś zmienić, co by to było? Czy myślisz, że zmiany w zakresie systemowym są realne?
Joanna Jaskółka: Myślę, że potrzebna jest rewolucja. Silna rewolucja, bo cały system edukacji oparty na ocenach i wytykaniu błędów. Jest, moim zdaniem pacjentem, którego nie da się reanimować. Produkuje tylko kolejne sfrustrowane pokolenia, które zamiast doceniać to, jak dużo potrafią, porównują się do innych i albo umierają z zawiści, albo pogrążają się w depresji. A zaczyna się od pierwszej niesprawiedliwej oceny i od pierwszej niezdrowej rywalizacji, bo Kasia narysowała szlaczki piękniej od Dominiki i dostała cały uśmieszek, a nie pół.